Wstyd się
przyznać, że o wydaniu kontynuacji jednej z moich najukochańszych gier
dowiedziałem się przeszło rok po premierze. Na swoją obronę podam jednak fakt,
że twórcy kazali czekać na jej następcę 10 lat.
Mowa o Age of Wonders, serii
niby znanej wśród strategii turowych, a jednak moim zdaniem niedocenianej i zagrzebanej
gdzieś w kącie ze starymi gratami. Jestem fanatykiem drugiej części, która, ku
zgrozie większości znajomych, plasuje się na mojej liście ulubionych strategii
wyżej nawet od „Hirołsów Trójki”. Age of Wonders III ukazało się w zeszłym roku,
a od tego roku dostępna jest w sklepach złota edycja, która zawiera dwa dodatki
i jeszcze do niedawna okupowała na półkach miejsca dla świeżych bułeczek.
Przedstawiam osobiście założoną lożę Reptilian
Trzecia część
nawiązuje fabularnie do poprzedniczki, trafiamy w ten sam świat, ale przenosimy
się w czasie o około jedno pokolenie magów i bohaterów później. W kampanii
musimy opowiedzieć się po jednej ze stron globalnego konfliktu – możemy
poprowadzić do zwycięstwa strzegące starego porządku elfy, lub też agresywnych
i ekspansjonistycznych ludzi z imperium Wspólnoty.
Pierwsze dobre
wrażenie z gry to ogólny klimat, który jest całkiem podobny do tego z dwójki.
Graficznie Age of Wonders III jest bardzo ładna i przyjemna – interfejs oraz
mapy są ciepłe i kolorowe, a przy tym kolorowe z umiarem, co dla mnie jest
bardzo ważne, bo nie cierpię gier fantasy na amerykańsko-japońską modłę
ostrzeliwujących gracza tysiącami epilepsjogennych światełek przy każdym
kliknięciu. Ogromny plus to muzyka, która pozostała w starym klimacie.
Kompozycji z dwójki lubiłem słuchać nawet poza grą, z soundtracka, podobnie
jest teraz. Klimatyczna i nienatrętna, pozwala przyjemnie spędzić parę godzin
przy grze, a przy tym nie pobudza, tylko uspokaja i pozwala niespiesznie budować
swoją strategię i delektować się widokiem rosnącego imperium.
Sama rozgrywka
niewiele się zmieniła. Mamy dwa poziomy gry: strategiczny, gdzie zarządzamy
miastami i armiami oraz taktyczny, na którym toczymy bitwy. Poziom strategiczny
przypomina wielką zrzynę z Civilization V, twórcy upodobnili do niej Age of
Wonders III zarówno pod względem zdobywania i zarządzania surowcami, jak i na
poziomie samego sterowania i interfejsu, który jest tak podobny, że można by
grę uznać za dodatek do wspomnianej Cywilizacji – na szczęście dla twórców,
jestem fanem ich źródła inspiracji.
Epicka bitwa o Strumyczek
Poziom
strategiczny to niejako gra ekonomiczna – staramy się pokonać przeciwników
przerastając ich obszarem wpływów politycznych i magicznych. Bardzo istotne są
zaklęcia globalne, które wpływają na całą rozgrywkę strategiczną, a nawet na
wygląd mapy (który ma wpływ np. na zachowania jednostek, ponieważ niektórzy
nasi żołnierze lubią tropiki, ale inni mogą preferować choćby obślizgłe bagna).
Pomimo tego zaklęcia globalne zdają się mieć mniejszy wpływ na rozgrywkę, może
dlatego, że wydają się one dosyć powtarzalne wśród różnych sfer magii. Pod tym
względem zasady gry w drugiej części wydawały mi się bardziej oryginalne.
Mapa podbojów imperium godna Tolkiena
Gra zawiodła mnie
niestety na poziomie taktycznych bitew. Choć może rozczarowanie to za dużo
powiedziane – w zasadzie z bitwami jest wszystko ok, nawet niewiele się zmieniły
od walk w poprzedniczce – ogólnie rzecz biorąc. Dalej musimy rozważnie oceniać
swoje ruchy i priorytety w bitwie, uwzględniając też podobne do szachów posunięcia
na zasadzie blokowania przeciwnika, które mogą diametralnie wpłynąć na wynik
starcia. Jeden jednak szczegół uległ zmianie, szczegół mianowicie dla mnie
bardzo istotny. Podczas gdy w AOW II statystyki postaci wpływały także na
prawdopodobieństwo trafienia przeciwnika, to w kontynuacji każdy atak równa się
trafieniu. Sprowadza to grę do wyliczania punkcików obrażeń, na podstawie
którego planujemy swoje ruchy tak, aby były najbardziej efektywne. Nie jest to
wada systemu, jest przecież bardzo taktyczny. Jednak to co dodawało pikanterii
do każdej bitwy w dwójce, to właśnie niepewność. Nigdy nie wiedzieliśmy czy
ostatnia strzała naszego łucznika trafi w dogorywającego wroga z jednym punktem
HP. Nigdy nie wiedzieliśmy czy nasz kawalerzysta zdoła ostatnim ciosem zabić przeciwnika
strzegącego bramy i czy otworzy przejście dla reszty armii. Nasz strzelec mógł
cudem wyeliminować przeciwnika kryjącego się za flankami, a prosty fechtmistrz
heroicznie przetrzymać ataki przeciwników przez całą turę, po czym stawał się w
naszych oczach chodzącym bohaterem i legendą. Oczywiście takie sytuacje rzadko
się zdarzały, statystycznie wszystko leżało w liczbach, ale te nieliczne cuda
czy przekleństwa, które spotykały gracza na polu bitwy sprawiały, że niektóre z
tych starć pamiętało się ze szczegółami jeszcze przez tydzień. To była ogromna
zaleta bitew w poprzedniej części gry i żałuję, że system ten zmieniono. Lekką
rekompensatą tej zmiany jest zwiększenie znaczenia morale podczas bitew – zdemoralizowana
jednostka zadaje znacznie mniejsze obrażenia, a ta podniesiona na duchu potrafi
zdzielić przez łeb dwa razy mocniej.
Orkowy aniołek to dla mnie zbyt wiele. Specjalnie dla niego obniżyłem parametry grafiki, przynajmniej nie widzę brokatu w skrzydełkach...
Na plus mogę
ocenić natomiast bogatszy wybór jednostek. Klasa naszego przywódcy wpływa na
to, jakich żołnierzy możemy rekrutować do swoich oddziałów. I tak, np. łotrzyk
może szkolić sprawnych szpiegów i zabójców, a arcydruid – myśliwych i szamanów.
W takim systemie bardzo ważna jest wiedza na temat zdolności postaci i
dostosowanie swojego stylu gry do jej atrybutów. Rozwinięty został też mikro
system RPG – przywódcę oraz bohaterów swobodnie rozwijamy w pożądanym kierunku,
natomiast szeregowe jednostki mogą osiągać aż pięć poziomów doświadczenia,
które czynią z nich twardych weteranów, niektóre jednostki mogą też przejść
spektakularną przemianę z niegroźnych pisklaczków w bycze monstra.
Podsumowując,
przyznaję się, że zbyt fanatycznie uwielbiam poprzednią część, aby obiektywnie
ocenić jej kontynuację. Niby Age of Wonders III niczego nie brakuje, a jednak
po jakichś dziesięciu godzinach gry zaczęła mnie nudzić. Największą zasługą
trójki jest więc fakt, że przypomniała mi o swojej poprzedniczce sprzed
dziesięciu lat, do której zamierzam wrócić… Ale jeśli zdjąć moje okulary
fanatyka – sądzę, że Age of Wonders III warto dać szansę, bo wciąż w porównaniu
do innych gier z tego gatunku jest to solidna strategia turowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz