środa, 28 października 2015

Pokraczny demon

Ten pokraczny demon was i rozbawi, i postraszy. Podczas seansu było strasznie wesoło, ale po filmie jakoś zbladła mi mina, pozostał niepokój i dziwna ekscytacja.

Piotr, Anglik, przyjeżdża do kraju nad Wisłą na ślub ze swoją narzeczoną Polką. Nowożeńcy mają zamieszkać w domu podarowanym im przez teściów Piotra. Kiedy Pan młody przypadkowo odkrywa pod ziemią nieopodal swojego nowego domu ludzkie szczątki, „coś w niego wstępuje”. Podczas wesela, w bardzo oryginalny sposób zaprezentuje się swojej nowej polskiej rodzinie.

„Demon” to z jednej strony klasyczny horror. Tempo spokojnie się rozkręca, a subtelne znaki na niebie i ziemi podpowiadają do czego sprawa zmierza. W końcu konfrontujemy się z tajemnicą, przedstawia się nam manifestacja tego, co zapomniane i straszne. I, jak przystało na porządny horror, z końcem filmu tajemnica wciąż jest tajemnicą.

Z drugiej strony to przede wszystkim film o wymowie romantycznego klasyka. Mamy konfrontację racjonalizmu z mistycyzmem, odwieczne w literaturze, a przeniesione na ekran, zderzenie ducha z materią. Archetypy przeważają na stronę metafizyczną. Stary Żyd, jak na mędrca i strażnika wiedzy przystało, staje się pośrednikiem między światami, a doktor tylko powierzchownie prezentuje się jako bastion racjonalizmu. W całą tę kabałę zachodzących na siebie dwóch światów Wrona wplata także klasyczną zbrodnię z miłości.

Obsada to sama słodycz – „Demon” to film trzech aktorów. Charyzmatyczny Itay Tiran w swojej kreacji niesie cały ładunek tajemnicy i upiorności, jaki znajdziemy w filmie. Za to Grabowski i Woronowicz biorą na siebie odpowiedzialność za kompleksowe ubawienie widza, w sposób zarówno bystry, jak i cudownie przaśny.

Jako sam horror, film może nie porywa. Dostarcza jednak na wskroś świetnej rozrywki, gdyż jest przede wszystkim fantastyczną czarną komedią – to właśnie groteskowy klimat filmu trzyma widza w garści. Taki charakter nie przeszkadza jednak reżyserowi w tym, aby poruszać tematy filozoficzne czy historyczne (sami zastanówcie się, jaka jest w filmie waga kwestii żydowskiej). Przede wszystkim jednak Wrona inteligentnie gra z widzem w niedopowiedzenia, nawiązania i rozmaite smaczki, bo podstawowy temat "Demona" to przecież w kinematografii nic nowego.



W kontekście śmierci reżysera, film ten ma wszelkie predyspozycje do obrośnięcia legendą. Tylko czekać szerszych interpretacji porównujących losy i sytuację głównego bohatera ze zmarłym reżyserem. Symboliczny wymiar, którego w obrazie Wrony nie brakuje, aż prowokuje do spiskowych koncepcji. Nie zdziwiłbym się, gdyby, jak to często w popkulturze bywa, reżyser zyskał owianą tajemnicą, pośmiertną sławę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz